maseczka błotna
Komentarze: 1
Piątek 31 sierpnia 2003r, około godziny 16.00, upał. Właśnie rozpoczął się pierwszy koncert. Ubrana w krótkie spodnie od pidżamy i górę od stroju kąpielowego, idę główną ścieżką i zajadam arbuza. Co chwila ktoś podchodzi do mnie z prośbą o podzielenie się, grzecznie odmawiam. Moim i tak małym już kawałkiem owocu nawet ja nie jestem wstanie ugasić pragnienia, a co dopiero wykarmić nim 400 tysięcy ludzi.
W Żarach Przystanek Woodstock odbywa się już od sześciu lat, wcześniej odbywał się także w Lęborku, Szczecinie i Czymanowie, a przyszłoroczny odbędzie siew Kostrzynie nad Odrą. Ale nie miejsce gdzie on się odbywa jest najważniejsze, owszem przyjazne nastawienie mieszkańców. Żar jest ważne, ale dla przystankowiczów najważniejsza jest atmosfera miłości, przyjaźni no i oczywiście MUZYKA. Zdumiewające jest to, że na jednej imprezie potrafi się doskonale bawić tyle różnych osób, bo aż ok. 400 tysięcy i nikt nie narzeka, na wszystkich spieczonych od słońca twarzach widać uśmiechy. Mimo tego, że pogoda jest bezwzględna ( ok. 36 C w cieniu, aż nie chcę myśleć o tym ile by to było na słońcu), nie ma żadnego drzewa, pod którym można by się ukryć, a do najbliższego cienia jakiś kilometr drogi, to i tak nikogo to nie zniechęca, setki ludzi poguje pod sceną, przy swojej ulubionej muzyce.
ZACZNIJMY OD POCZĄTKU- POCIĄG
Wraz z kilkoma znajomymi umówiliśmy się na wyjazd z Poznania pociągiem o 12.07 przez Zieloną Górę do Żar. Pech chciał, że nasz poranny autobus do Poznania spóźnił się i w biegu wpadliśmy na dworzec PKP- niestety na nasz pociąg nie zdążyliśmy. Musieliśmy czekać trzy godziny na następny. Pogoda w ogóle się nie zapowiadała – lało. Oczekując na pociąg poznaliśmy wiele ciekawych, znaczy się oryginalnych ludzi. Reportera miejskiego radia afera, z którym do dzisiaj utrzymuję kontakt. Chłopaka w warkoczykach z całym pasem piw ( miał on specjalny pasek mający przegródki na 12 piw w puszcze) i wielu, wielu innych. Nadeszła godzina odjazdu 15.26, Na peronie pojawiło się około 50 policjantów z psami i kominiarkami na głowach. Przed wejściem każdy został dokładnie sprawdzony i obwąchany J.
W pociągu był tłok, nie było gdzie usiąść, w końcu znaleźliśmy trochę przestrzeni w wagonie jadalnym. Usiedliśmy na śpiworach, jak wszyscy. Podróż była długa i zaczęło się wszystkim nudzić, nikomu już nie chciało się śpiewać przy akompaniamencie gitary długowłosego blondynka, w tym momencie jeden chłopak wyjął prezerwatywę nadmuchał ją i zaczęła się zabawa w odbijanie balon. Zabawa był przednia. W końcu dojechaliśmy na nasz przystanek: Przystanek Woodstock. Wysiedliśmy, ale czekała nas jeszcze długa droga na pieszo, rozbijanie namiotu, zapoznanie się z terenem.
PIERWSZE WRAŻENIA
Dużo ludzi, ogromna scena, pełno świateł, muzyka. Coś wspaniałego długo szukaliśmy miejsca żeby rozbić namioty, jak już w końcu znaleźliśmy, okazało się, że nie potrafimy rozbić namiotu, – ale znaleźli się przystojniacy, którzy z wielką chęcią nam pomogli.
HIGIENA
Mimo tego, że położyłam się około drugiej w nocy wstaję już o siódmej rano. Słońce sprawia, że w namiocie człowiek czuje się jak w sałnie. Wychodzę z namiotu, rozglądam się, jest dwa razy tyle namiotów ile było, gdy się kładłam. Pora żeby się odświeżyć od rana. Biorę ręcznik, mydło, pastę i szczoteczkę. Już jakieś 20 metrów przed kranami zrobiło się pełno błota, im bliżej kranów tym coraz gorzej. Przy kranach długie kolejki, woda zimna, lodowata. Dziewczyna przede mną myje włosy, nie może sobie poradzić i prosi mnie o pomoc. Zaczynamy rozmawiać, naimie jej Ania, jest z Grudziądza. W końcu dostaję się do kranu. Porządne umycie się tu graniczy z cudem, ledwo zdążyłam umyć nogę to już za chwilę nie mając innego wyboru musze pozwolić jej się zanurzyć w błotku. Nie minęło parę minut jak rozpoczęłam poranne mycie a już ponad setka ludzi znalazła sobie o wiele lepsze zajęcie niż mycie się: kąpiel błotną. Maseczki błotne zaliczane są do zdrowych, ja jednak postanawiam spróbować się domyć do końca. Może i zabawa była by przednia, ale gdzie bym się do prowadziła do porządku po tej chwili uciechy. Wracam do namiotu po drodze mijam przenośne ubikacje, tu też kolejki. Nieopodal przejeżdża samochód z pompą do oczyszczania zawartości kibelków – na min siedzi pełno ludzi- dla przstankowiczów ta mała ciężaróweczka dział jakby wewnętrzna woodstockowa taksówka – można się przemieszczać od jednego przystanku kibelkowego do drugiego a było ich 4. Wracam do namiotu jest strasznie gorąco, jedyne, co podtrzymywało mnie przy życiu przez te trzy dni na przystanku to woda – pod każdą postacią – wiele litrów gazowanej mineralnej, która miała takie wielkie powodzenie, że w butikach umiejscowionych wzdłuż głównej ścieżki jej cenę obniżono do 1,50 zł, ponieważ ludzie potrafili wypijać jej ogromne ilości ( interes i tak się opłacał). A drugą postacią wody były grzybki natryskowe pod takim grzybki mogło się wykąpać na raz nawet 50 osób. Więc przeciętny dzień na wodstocku do godziny 16.00 Wyglądał u mnie następująco: grzybek, mineralna, grzybek, mineralna.......
O godzinie 16 zaczynały się koncerty.
KINO
Pierwszego dnia postanowiłyśmy,ja z moją współlokatorką z namiotu Agnieszką, być na wszystkich koncertach, więc po godzinie 16 w chustkach na twarzach, bo przez tą suszę kurz aż się unosił pod pachy, udałyśmy się pod scenę. Tam niespodziewanie spotkałyśmy znajomych, którzy zabrali nas do przystankowego kina, my nawet nie miałyśmy o jego istnieniu pojęcia. Kino to ciężko nazwać kinem. Składało się ono z dużego telebimu. Projektora i niczego poza tym, ludzie siedzieli na swetrach na ziemi, wyglądało to cudownie kino na świeżym powietrzu. My akurat trafiliśmy na film Polanskiego „ Nóż w wodzie”, film mi sienie podobał się, ale sama idea takiego kina bardzo.
WIOSKA PIWNA
Po skończonym ostatnim koncercie tj. Killing Joke, przyszło mi samej wracać spod sceny do namiotu a przyznam, że był to spory kawał drogi. Nic nie myśląc obrałam najkrótszą drogą, która prowadziła przez WIOSKĘ PIWNĄ. Jest to miejsce gdzie jak to wiele osób mówi leje się złoty deszcze, nie leci on jednak z nieba tylko z kraników zamontowanych do beczek zawierających tzw. „nektar Bogów” – w skrócie piwo. Jednak moja decyzja o powrocie przez to właśnie miejsce o godzinie piątej nad ranem była niezbyt przemyślana. Nie było ani kawałka wolnej ziemi, wszędzie leżeli ludzie w stanie upojenia „nektarem Bogów”. Było już późno a nie chciało robić mi się dodatkowych kilometrów postanowiłam zrobić slalom wokół tych leżących. Wkrótce przekonałam się jednak, że jest to nie możliwe z braku miejsca gdzie można nadepnąć ( wszędzie leżeli ludzie), niewiele myśląc zaczęłam po nich skakać by przeprawić się przez tę śpiącą wioskę. Z perspektywy czasu zastanawiam się czy przypadkiem ktoś, kto rano wstał nie chwycił się, powiedzmy za nogę, ( bo starałam się omijać inne części ciała) i powiedział „ czuję się jakby mnie ktoś nadepnął „ – a ja swoje ważę J.
JEDZENIE
Ogólna gorączka oraz fakt, że miałam brzuch jak kangurzyca z powodu spożywania ogromnych ilości wody mineralnej sprawiły że dzienni wystarczał mi jeden posiłek u kriszny. Czyli w wiosce Hari Krisznowców – sekty wysławiającej krowy. Ogólne ich nauki niezbyt mnie interesowały , ale za to robili przepyszne wegetariańskie jedzonko- z niewielką cenę, bo syty obiad już za 3 zł.
POKOJOWY PATROL
Grupka Woodstockowych fanatyków, którzy postanowili nie tylko dobrze się bawić na przystanku,ale także zapewnić dobrą i bezpieczną zabawę innym uczestnikom zlotu zaczęła się brać za sprzątanie – niedziela godzina 15.00 Wszystkie namioty znikły. Stoiska z jedzeniem, butiki z różnymi koralikami, ubraniami....Itd. Zaczynają się powoli składać, scena jest w trakcie rozmontowywania – a na tym ogromnym polu pełno papierów śmieci, zagubione części odzieży, wciąż zastanawiam się, dlaczego w tym ostatnim dominowały staniki i KMM-y. Ja i moi znajomi, zmęczeni i zadowoleni właśnie udajemy się na pociąg powrotny do domu, a czerwono koszulkowcy (pokojowy patrol) mają jeszcze wiele dni pracy żeby to pole wyglądało jak na początku , ale na pytanie czy warto było wszyscy odpowiadają jednym głosem: „tak!”
Wiele można by tu jeszcze pisać: o tym, że mieszkańcy Żar udostępniali z symboliczną złotówkę prysznice, o tym, że w sobotę wieczorem na polu wybiło szambo – i co niektórym (np..Adze) zdarzyło się w nie wpaść, o tym, że ludzie byli dla siebie sympatycznie nastawieni, o ścianie wspinaczkowej itd., itd., Ale, żeby rzeczywiście odczuć atmosferę na tym wyjątkowym jednym, w swoim rodzaju przystanku trzeba go przeżyć samemu.......
Dodaj komentarz