Najnowsze wpisy


cze 05 2004 maseczka błotna
Komentarze: 1

 

 

 

       Piątek 31 sierpnia 2003r, około godziny 16.00, upał. Właśnie rozpoczął się pierwszy koncert. Ubrana w krótkie spodnie od pidżamy i górę od stroju kąpielowego, idę główną ścieżką i zajadam arbuza. Co chwila ktoś podchodzi do mnie z prośbą o podzielenie się, grzecznie odmawiam. Moim i tak małym już kawałkiem owocu nawet ja nie jestem wstanie ugasić pragnienia, a co dopiero wykarmić nim 400 tysięcy ludzi.

 

W Żarach Przystanek Woodstock odbywa się już od sześciu lat, wcześniej odbywał się także w Lęborku, Szczecinie i Czymanowie, a przyszłoroczny odbędzie siew Kostrzynie nad Odrą. Ale nie miejsce gdzie on się odbywa jest najważniejsze, owszem przyjazne nastawienie mieszkańców. Żar jest ważne, ale dla przystankowiczów najważniejsza jest atmosfera miłości, przyjaźni no i oczywiście MUZYKA. Zdumiewające jest to, że na jednej imprezie potrafi się doskonale bawić tyle różnych osób, bo aż ok. 400 tysięcy i nikt nie narzeka, na wszystkich spieczonych od słońca twarzach widać uśmiechy. Mimo tego, że pogoda jest bezwzględna ( ok. 36 C w cieniu, aż nie chcę myśleć o tym ile by to było na słońcu), nie ma żadnego drzewa, pod którym można by się ukryć, a do najbliższego cienia jakiś kilometr drogi, to i tak nikogo to nie zniechęca, setki ludzi poguje pod sceną, przy swojej ulubionej muzyce.

 

ZACZNIJMY OD POCZĄTKU- POCIĄG

        Wraz z kilkoma znajomymi umówiliśmy się na wyjazd z Poznania pociągiem o 12.07 przez Zieloną Górę do Żar. Pech chciał, że nasz poranny autobus do Poznania spóźnił się i w biegu wpadliśmy na dworzec PKP- niestety na nasz pociąg nie zdążyliśmy. Musieliśmy czekać trzy godziny na następny. Pogoda w ogóle się nie zapowiadała – lało. Oczekując na pociąg poznaliśmy wiele ciekawych, znaczy się oryginalnych ludzi. Reportera miejskiego radia afera, z którym do dzisiaj utrzymuję kontakt. Chłopaka w warkoczykach z całym pasem piw ( miał on specjalny pasek mający przegródki na 12 piw w puszcze) i wielu, wielu innych. Nadeszła godzina odjazdu 15.26, Na peronie pojawiło się około 50 policjantów z psami i kominiarkami na głowach. Przed wejściem każdy został dokładnie sprawdzony i obwąchany J.

W pociągu był tłok, nie było gdzie usiąść, w końcu znaleźliśmy trochę przestrzeni w wagonie jadalnym. Usiedliśmy na śpiworach, jak wszyscy. Podróż była długa i zaczęło się wszystkim nudzić, nikomu już nie chciało się śpiewać przy akompaniamencie gitary długowłosego blondynka, w tym momencie jeden chłopak wyjął prezerwatywę nadmuchał ją i zaczęła się zabawa w odbijanie balon. Zabawa był przednia. W końcu dojechaliśmy na nasz przystanek: Przystanek Woodstock. Wysiedliśmy, ale czekała nas jeszcze długa droga na pieszo, rozbijanie namiotu, zapoznanie się z terenem.

 

PIERWSZE WRAŻENIA

         Dużo ludzi, ogromna scena, pełno świateł, muzyka. Coś wspaniałego długo szukaliśmy miejsca żeby rozbić namioty, jak już w końcu znaleźliśmy, okazało się, że nie potrafimy rozbić namiotu, – ale znaleźli się przystojniacy, którzy z wielką chęcią nam pomogli.

 

HIGIENA

         Mimo tego, że położyłam się około drugiej w nocy wstaję już o siódmej rano. Słońce sprawia, że w namiocie człowiek czuje się jak w sałnie. Wychodzę z namiotu, rozglądam się, jest dwa razy tyle namiotów ile było, gdy się kładłam. Pora żeby się odświeżyć od rana. Biorę ręcznik, mydło, pastę i szczoteczkę. Już jakieś 20 metrów przed kranami zrobiło się pełno błota, im bliżej kranów tym coraz gorzej. Przy kranach długie kolejki, woda zimna, lodowata. Dziewczyna przede mną myje włosy, nie może sobie poradzić i prosi mnie o pomoc. Zaczynamy rozmawiać, naimie jej Ania, jest z Grudziądza. W końcu dostaję się do kranu. Porządne umycie się tu graniczy z cudem, ledwo zdążyłam umyć nogę to już za chwilę nie mając innego wyboru musze pozwolić jej się zanurzyć w błotku. Nie minęło parę minut jak rozpoczęłam poranne mycie a już ponad setka ludzi znalazła sobie o wiele lepsze zajęcie niż mycie się: kąpiel błotną. Maseczki błotne zaliczane są do zdrowych, ja jednak postanawiam spróbować się domyć do końca. Może i zabawa była by przednia, ale gdzie bym się do prowadziła  do porządku po tej chwili uciechy. Wracam do namiotu po drodze mijam przenośne ubikacje, tu też kolejki. Nieopodal przejeżdża samochód z pompą do oczyszczania zawartości kibelków – na min siedzi pełno ludzi- dla przstankowiczów ta mała ciężaróweczka dział jakby wewnętrzna woodstockowa taksówka – można się przemieszczać od jednego przystanku kibelkowego do drugiego a było ich 4. Wracam do namiotu jest strasznie gorąco, jedyne, co podtrzymywało mnie przy życiu przez te trzy dni na przystanku to woda – pod każdą postacią – wiele litrów gazowanej mineralnej, która miała takie wielkie powodzenie, że w butikach umiejscowionych wzdłuż głównej ścieżki jej cenę obniżono do 1,50 zł, ponieważ ludzie potrafili wypijać jej ogromne ilości ( interes i tak się opłacał). A drugą postacią wody były grzybki natryskowe pod takim grzybki mogło się wykąpać na raz nawet 50 osób. Więc przeciętny dzień na wodstocku do godziny 16.00 Wyglądał u mnie następująco: grzybek, mineralna, grzybek, mineralna.......

O godzinie 16 zaczynały się koncerty.

 

KINO

Pierwszego dnia postanowiłyśmy,ja z moją współlokatorką z namiotu Agnieszką, być na wszystkich koncertach, więc po godzinie 16 w chustkach na twarzach, bo przez tą suszę kurz aż się unosił pod pachy, udałyśmy się pod scenę. Tam niespodziewanie spotkałyśmy znajomych, którzy zabrali nas do przystankowego kina, my nawet nie miałyśmy o jego istnieniu pojęcia. Kino to ciężko nazwać kinem. Składało się ono z dużego telebimu. Projektora i niczego poza tym, ludzie siedzieli na swetrach na ziemi, wyglądało to cudownie kino na świeżym powietrzu. My akurat trafiliśmy na film Polanskiego „ Nóż w wodzie”, film mi sienie podobał się, ale sama idea takiego kina bardzo.

 

WIOSKA PIWNA

Po skończonym ostatnim koncercie tj. Killing Joke, przyszło mi samej wracać spod sceny do namiotu a przyznam, że był to spory kawał drogi. Nic nie myśląc obrałam najkrótszą drogą, która prowadziła przez WIOSKĘ PIWNĄ. Jest to miejsce gdzie jak to wiele osób mówi leje się złoty deszcze, nie leci on jednak z nieba tylko z kraników zamontowanych do beczek zawierających tzw. „nektar Bogów” – w skrócie piwo. Jednak moja decyzja o powrocie przez to właśnie miejsce o godzinie piątej nad ranem była niezbyt przemyślana. Nie było ani kawałka wolnej ziemi, wszędzie leżeli ludzie w stanie upojenia „nektarem Bogów”. Było już późno a nie chciało robić mi się dodatkowych kilometrów postanowiłam zrobić slalom wokół tych leżących. Wkrótce przekonałam się jednak, że jest to nie możliwe z braku miejsca gdzie można nadepnąć ( wszędzie leżeli ludzie), niewiele myśląc zaczęłam po nich skakać by przeprawić się przez tę śpiącą wioskę. Z perspektywy czasu zastanawiam się czy przypadkiem ktoś, kto rano wstał nie chwycił się, powiedzmy za nogę, ( bo starałam się omijać inne części ciała) i powiedział „ czuję się jakby mnie ktoś nadepnął „ – a ja swoje ważę J.

 

JEDZENIE

       Ogólna gorączka oraz fakt, że miałam brzuch jak kangurzyca z powodu spożywania ogromnych ilości  wody mineralnej sprawiły że dzienni wystarczał mi jeden posiłek u kriszny. Czyli w wiosce Hari Krisznowców – sekty wysławiającej krowy. Ogólne ich nauki niezbyt mnie interesowały , ale za to robili przepyszne wegetariańskie jedzonko- z niewielką cenę, bo syty obiad już za 3 zł.

 

POKOJOWY PATROL

         Grupka Woodstockowych fanatyków, którzy postanowili nie tylko dobrze się bawić na przystanku,ale także zapewnić dobrą i bezpieczną zabawę innym uczestnikom zlotu zaczęła się brać za sprzątanie – niedziela godzina 15.00 Wszystkie namioty znikły. Stoiska z jedzeniem, butiki z różnymi koralikami, ubraniami....Itd. Zaczynają się powoli składać, scena jest w trakcie rozmontowywania – a na tym ogromnym polu pełno papierów śmieci, zagubione części odzieży, wciąż zastanawiam się, dlaczego w tym ostatnim dominowały staniki i KMM-y. Ja i moi znajomi, zmęczeni i zadowoleni właśnie udajemy się na pociąg powrotny do domu, a czerwono koszulkowcy (pokojowy patrol) mają jeszcze wiele dni pracy żeby to pole wyglądało jak na początku , ale na pytanie czy warto było wszyscy odpowiadają jednym głosem: „tak!”

 

 

          Wiele można by tu jeszcze pisać: o tym, że mieszkańcy Żar udostępniali z symboliczną złotówkę prysznice, o tym, że w sobotę wieczorem na polu wybiło szambo – i co niektórym (np..Adze) zdarzyło się w nie wpaść, o tym, że ludzie byli dla siebie sympatycznie nastawieni, o ścianie wspinaczkowej itd., itd., Ale, żeby rzeczywiście odczuć atmosferę na tym wyjątkowym jednym, w swoim rodzaju przystanku trzeba go przeżyć samemu.......

 

 

 

 

 

 

zielona_elfka : :
maj 09 2004 sela
Komentarze: 1

       Dziś rano, gdy usilnie zamierzałam odespać wczorajsza imprezę, przez otwarte okno do mojego pokoju wleciała mucha. Był to ogromny okaz gromotnicy, brzęczący jak gdyby na zamiarze miał rozbudzić umarłego. A z tej okazji, że jak mi się wydaje ja jeszcze żyję – to zamiar dokuczenia mi udał się jej wyśmienicie. Ja jednak z nadzieją, że niedługo znajdzie sobie inną ofiarę, nakrywając głowę poduszką, usilnie próbowałam zasnąć. Nie dała mi jednak, zaczęła po mnie łazić. Niewyspana i rozwścieczona wstałam więc. I w tym właśnie momencie uświadomiłam sobie, że ludzie są podobni do owadów np. owa mucha przypomina mi moją mamę, czego by ona nie zrobiła żeby mnie wyrzucić z łóżka. Więc jak już wstałam postanowiłam, że wypuszczę tę delikwentkę i postaram się znów wrócić pod kołdrę. I tu po raz kolejny zauważyłam u owada, o którym mówi się istota niższa cechy charakteru upartego człowieka. Ja tu ją próbuję nakierować na dobrą drogę do wyjścia, czyli do otwartego okna, a ona można by powiedzieć wypięła się na mnie i zamiast posłuchać i wylecieć odpowiednią wskazaną drogą, uparcie próbowała „ przebić mór głową”. Niestety nie udawało się jej, upadała, ale posłuchać mnie nie chciała, gdy się podniosła znów zaczynała szukać wyjścia nie tam gdzie ono się znajdowało. Tak jak to bywa w przypadku dzieci, nigdy nie chcą posłuchać rodziców, myślą, że to, co oni mówią to ograniczanie, a tak naprawdę to wciąż szukają wielu innych sposobów żeby nie posłuchać rodziców a Ci właśnie zazwyczaj starają się podsunąć najprostszą drogę. W końcu złapałam to nędzne stworzenie w rękę i wyrzuciłam za okno. Gdy już po raz kolejny zaczęłam przysypiać do mojego pokoju wtargnął kolejny przedstawiciel owadzich(a raczej przedstawicielka) –komar. I urządziła sobie ze mnie całkiem obfite śniadanie, które dla śniadania skończyło się kilkoma swędzącymi do tej pory bąblami. I tu kolejne podobieństwo człowieka do owada, a raczej kobiety do owada. Jak się odgryzie to raz a porządnie, a później ofiarę swędzi i boli i boli przez długi czas. Wścibskiego komara niestety uśmiercić mi sienie udało, ale straciłam już po tym incydencie całkowicie ochotę na sen, więc wstałam, ubrałam się i ja również poszłam na śniadanie.

zielona_elfka : :
kwi 04 2004 ma krótkie i szalone linie papilarne
Komentarze: 2

szacunek hmmmmmmmmm...................

do tej pory myślalam że sprawiedliwośc można znaleść tylko w slowniku pod literą s teraz do tego dochodzi też szacunek

dlaczego ludzie nie potrafią uszanowac tego co uważają inni? chciala bym znaleść się w miejscu gdzie każdy ma na tyle kultury osobistej, i tolerancji ,że potrafi uszanować zdanie innych

w moim otoczeniu czuję się źle ,nawet bojęsiepowiedziećco myślę bo kto wie kiedy przyjdzie im ochota na wyśmianie mnie, najlepiej się nie odzywać, i będzie święty spokój

nie chcę tak dalej , mam was wszystkich w ....

zielona_elfka : :
mar 04 2004 to nie są małpie gaje
Komentarze: 1

Miłość to biegun ciepła
Transcendentna energia
Miłość to późna godzina
Absolutna przyczyna
I moje serce czasem też
Czuje jej rytm
Kiedy zamykam oczy
Gdy nie dzieje się nic

Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna
Jesteś podwiniętą rzęsą pod moją powieką
Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna
Dlatego chciałbym ukryć nas za najodleglejszą rzeką

Miłość nie drży na widok miecza
Jest kruchym ciastem powietrza
Którym zachłystuję się codziennie
To cholerna niepewność
Kiedy znowu wreszcie staniesz w drzwiach
I to czy zobaczę Cię na pewno

Taka miłość jest jedna...

Miłość to raczej nie chemia
To nie są małpie gaje
Kiedy uśmiechamy się przez łzy
Kiedy przeklinamy się nawzajem
Ja nie mówię kocham
Pewnie dobrze sama wiesz dlaczego
Jestem prostym pytaniem
Ty jesteś na nie odpowiedzią

Taka miłość jest jedna...
Uwielbiam tę piosenkę i chciaam napisać cośo miości a to jest to co myślęna ten temat :)

wiwat pidżama porno!!!!!

zielona_elfka : :
lut 23 2004 szpital
Komentarze: 0

nawet sobie czlowiek nie wyobraża jak przyjemnie jest znów w domciu, nie lubię szpitali , więcej nie napiszę bo mam bezwadną prawicę od wemflona czy ja się to paskudstwo nazywalo

zielona_elfka : :